Estkowski Ewaryst (1820–1856), pedagog i pisarz. Urodzony 26 X w Drzązgowie (pow. średzki) w Wielkopolsce jako syn Jana i Katarzyny, właścicieli małego folwarku w Strzyżewie. Uczył się w Krzepiszynie, a następnie w Powidzu, w fatalnych dla wrażliwego a żywego dziecka warunkach. Mechaniczny system nauczania w połączeniu z nadużyciem kar cielesnych wprost otępiły dzieciaka. Surowość ojca dobijała go do reszty, tak że dziecko czuło się bardzo nieszczęśliwe, wystraszone. Sam wspominał, że stawał się »osłupiałym i dzikim«. Przez jeden rok wcale nie chodził do szkoły, zajmował się rysunkami, wyrzynaniem w drzewie i często słuchał powiastek starego włodarza. Mając 11 lat chodził do niemieckiej szkoły w Bierzglinie, a w następnym w Jarząbkowie, gdyż rodzice często zmieniali siedziby. Zaciekawiło go stolarstwo i spróbował tego rzemiosła, ale pijaństwo i ordynarność majstra i czeladników zraziły go. Wrócił do szkoły i zaczął przygotowywać się do seminarium nauczycielskiego. Mając lat 15 zdał mimo słabego przygotowania egzamin wstępny w Poznaniu. Nauka sprawiała mu wiele trudności, gdyż słabo znał język niemiecki, wówczas wykładowy. Najbardziej zajmowały go matematyka, pedagogika, fizyka, historia i religia. Pozyskał sobie sympatię, zwłaszcza ks. Bogedaina, utalentowanego pedagoga. W r. 1839 dostał świadectwo ukończenia seminarium, uprawniające go do nauczania w szkole elementarnej.
W tym samym roku objął pierwszą placówkę nauczycielską w Wojciechowie (pow. śremski). Z entuzjazmem zabrał się do pracy nad dziećmi, nad swym dokształcaniem i gospodarką na roli. Ale jego energiczne starania o pomoce naukowe dla zaniedbanej szkoły naraziły go na zatargi z gminą oraz z inspektorem. Te kłopoty podważyły jego i tak nietęgie zdrowie (gruźlica gardła). W ciągłej pracy nad sobą już wówczas doszedł do głębokiego przekonania, »że tylko w pilnej pracy w kształceniu się umysłowym, w cnotliwym życiu i w poświęcaniu się dla bliźnich szczęście prawdziwe znaleźć można« i tę prawdę wcielił w życie.
Zaczął spisywać swe obserwacje pedagogiczno-dydaktyczne i za radą kolegów przesłał je do Poznania Antoniemu Poplińskiemu, który drukował jego artykuły o szkołach elementarnych w W. Ks. Poznańskim w swym »Orędowniku Naukowym« 1843 r. Przeniesiony karnie do Mikstatu wskutek scysji z inspektorem w r.1843, uczył 200 dzieci, mało co umiejących, za 80 talarów rocznie. W tym czasie pisywał dość często w »Tygodniku Literackim« o wychowaniu wsi, o roli i stanowisku nauczyciela; raczej o pedagogice społecznej niż szkolnej. Uciułał nieco oszczędności i wybrał się na studia do Wrocławia. Słuchał tam wykładów z historii, psychologii, logiki, statystyki, nauk przyrodniczych i filologii słowiańskiej, w ten sposób zdobył metodę pracy naukowej, ale z braku znajomości języków klasycznych nie mógł kończyć studiów. Po powrocie zajmował się prywatnym nauczycielstwem w Broniszewicach (pow. pleszewski). W ciągu r. 1845 redagował z Łukaszewskim pierwsze w Poznaniu »Pismo dla Nauczycieli Ludu Wiejskiego«.
Pozostawał całkowicie pod wpływami dzieł filozoficznych i pedagogicznych Trentowskiego i Libelta, dla których żywił podziw i z którymi łączyła go głęboka przyjaźń; na wszystkich pracach E-go i jego wywodach widoczny jest wpływ »Chowanny«. W owych latach pisał między innymi w »Tygodniku Literackim«: »Szkoły, baczne na ducha, serce i wolę wychowanków powinny być zupełnie złączone z życiem, powinny być szkołami życia… w sobie, w rodzinie, społeczeństwie, narodzie, ludzkości«. W prawdziwej oświacie łączy się »dawniejsza prawość serca z dzisiejszym oświeceniem ducha«. Nauczyciel musi być uspołeczniony, znać życie wszystkich warstw, a w swych wychowankach budzić godność człowieczą. Pod wpływem ówczesnych dzieł oparł E. swą historiozofię na zasadzie stopniowego doskonalenia się ludzkości. Kształtował sobie naukowy pogląd na świat i życie człowieka, oparty na duchu narodowym. Wierzył w świetną przyszłość Słowiańszczyzny, a zwłaszcza Polski, której przypisywał wielką misję dziejową do spełnienia. Duże nadzieje łączył z wypadkami 1848 r., w których wziął czynny udział. Został najpierw komisarzem pow. wrzesińskiego, wkrótce potem naczelnikiem okręgowym 3 powiatów, porzucił jednak pracę organizacyjną, aby stanąć w szeregach bojowych. Po upadku powstania E. został aresztowany, ale wkrótce wypuszczony z więzienia we Wrześni. Mimo klęski nie upadał na duchu ani na chwilę i uważał, że »trzeba rozpocząć pracę jaką się da wśród istniejących okoliczności« i »jąć się mocno narodowych spraw wewnątrz kraju«.
Pracował też z entuzjazmem w Lidze Polskiej w komisji wydawnictw dla ludu. Przejęty zasadami demokratycznymi, rozwinął działalność nad przygotowaniem ludu do pracy w wolnej ojczyźnie. »W wolnej Polsce, pisał E. do swej narzeczonej – pracowałbym najwięcej nad uszlachetnieniem, oświeceniem i udoskonaleniem ludu naszego«. W ludzie bowiem tkwią pierwiastki kultury narodowej, które przez oświatę należy w nim wyzwolić i na tych nowych podstawach stworzyć samodzielną filozofię polską. To była zdaniem E-go właściwa droga do wydobycia się spod przewagi ducha niemieckiego. E. rozpoczął w Poznaniu pracę jako nauczyciel seminarium, lecz wkrótce został z tego stanowiska przez władze pruskie usunięty. Wówczas zajął się lekcjami prywatnymi i żył w biedzie z nowo założoną w r. 1850 rodziną. Ożenił się z Antoniną z Fenrychów. Pragnął również założyć szkołę prywatną i urządzić »szkołę wzorową, która by spełniała te cele: wykształcenie religijne, narodowe i pożyteczne, aby wychowańcy byli najlepszymi ludźmi, najszczerszymi Polakami i najpożyteczniejszymi obywatelami kraju swego«. Ale również i te zamiary spełzły na niczym, ponieważ rząd pruski nie udzielił mu oczekiwanego pozwolenia.
Wówczas E. zajął się z całym zapałem szerzeniem wiedzy pedagogicznej wśród nauczycieli, aby podnieść wśród nich poziom zarówno umysłowy jak i etyczny. We wrześniu 1848 r. z gronem nauczycieli założył w Poznaniu Polskie Towarzystwo Pedagogiczne w celu popierania wychowania młodzieży po wsiach i miasteczkach całego zaboru pruskiego. E. miał nadzieję, że Towarzystwo to »połączy silnie polskich nauczycieli, księży i przez nich lud, tak, że Polak z Górnego Śląska lub Prus Zach. jedną mieli dążność z Wielkopolaninem«.
Opracowując »Wskazówki metodyczne« dla nauczycieli polskich nawiązywał E. świadomie do tradycji pedagogicznej doby Komisji Eduk. Nar. i Izby Edukac., sięgał do dzieł naszych pedagogów, jak Piramowicza, Wolskiego, Trentowskiego, i w nich szukał odrodzenia polskiej myśli pedagogicznej. Gorzko wspominając własne szkolne lata, wystąpił stanowczo przeciw metodzie szkół niemieckich, które przeciążają nadmiernie pamięć dziecka, »uczą wiele znać i wiedzieć… ale nie wychowują, nie pielęgnują serca, nie wydobywają na jaw szlachetnych uczuć«. Oceniając wadliwość szkolnictwa pruskiego, E. przystąpił do opracowania programu naukowego dla szkoły polskiej, wprowadzając zasadę, że w programie tej szkoły powinny znaleźć się początki i treść wszystkich nauk, jakie każdy chrześcijanin i obywatel kraju znać powinien. Szkoła elementarna ma być zatem ogólno-kształcąca i jedna dla wszystkich dzieci polskich. Na szczególną uwagę zasługuje fakt, że E. uwzględnia m. in. w swym programie naukę rzeczy ojczystych, naukę o zdrowiu i naukę obywatelską, tj. przedmioty, które dopiero w ostatnich czasach zostały wprowadzone do programu szkolnego. Kładzie również duży nacisk na naukę rysunków. E. żąda również, aby wszystkie stopnie szkół były ze sobą organicznie związane: »wyższe szkoły wtenczas dopiero będą dobre, kiedy tworzyć będą wspólnie jeden system, jeden organizm stopniowy, którego podstawą będą szkoły elementarne«.
Do dziś aktualne pozostały również uwagi E-go co do metody nauczania, którą oparł na samodzielnej pracy dziecka, co było przeciwstawieniem się mechanicznemu systemowi szkoły pruskiej. Nauczanie ma polegać na obserwacji życia, dlatego E. jest za organizowaniem dla dzieci wycieczek i spacerów. W swej książce o Metodzie pisania i czytania (Poznań 1862), zgodnej w zupełności z najnowszymi zasadami dydaktyki, zalecał stopniowe przygotowanie dzieci do zdobycia tej elementarnej umiejętności. Praktyczne zastosowanie zasad wypowiedzianych w »Metodzie« znalazło swój wyraz w jego »Elementarzyku ułożonym wedle metody pisania i czytania«, wydanym po raz pierwszy w r. 1851, po raz ostatni 1876. Elementarzowi temu przypisywano bardzo duże znaczenie, stawiając go najwyżej pomiędzy współczesnymi polskimi elementarzami. Dla dzieci umiejących już czytać wydał E. Książkę, do pierwszego czytania dla szkól publicznych i prywatnych (Poznań 1850), która zarówno treścią jak i formą mogła czytelników zainteresować i która się ściśle łączy z »Elementarzykiem«. »W tej książeczce, mówi o niej E., zamknięty jest cały światek mały, w słowach tej książeczki zamknięte są te piękne rzeczy, które codzień na dworze widzicie«. E. pragnął, by nauka w szkole elementarnej była podana w takiej formie, aby rozbudzić potrzebę czytania w wieku późniejszym.
Wprowadzenie przez E-go do programu szkół nauki rzeczy ojczystych obejmującej pogadanki przyrodniczo-geograficzne i historyczne miało na celu zaznajamianie dzieci z krajem rodzinnym i jego dziejami, aby tą drogą rozbudzić miłość dla kraju i chęć pracy dla niego. Wzorem dla pedagogów uczących dzieci rzeczy ojczystych była książeczka E-go pt. Zbiorek rzeczy swojskich (P. 1859), który można zaliczyć do literatury krajoznawczej dla młodzieży. E. dał w nim opisy różnych okolic Polski, szczególnie Litwy i Żmudzi, obyczajów, strojów, zabaw, przytoczył pieśni, legendy i wyjątki ze starych kronik. Była to ostatnia praca znakomitego pedagoga, którego podobne w charakterze dziełko pt. Nauki wiejskie tyczące się gminy, życia i stosunków wieśniaka (P. 1861) jest podręcznikiem dla nauczycieli, dla zapoznania ich z życiem na wsi. E. rozumiał lud, chciał go oświecić i dać mu odpowiednią lekturę. W tym celu postanowił wydać szereg prac, pod ogólnym tytułem »Książki ludowe«; zamiar ten wykonał tylko częściowo przez wydanie Żywota poczciwego człowieka na wzór zwierciadła M. Reja (P. 1850) i to tylko dwu części.
Nie tylko w książkach i broszurach ogłaszał E. swe poglądy pedagogiczne. Wypowiadał je również na łamach pierwszego polskiego czasopisma pedagogicznego »Szkoła Polska« istniejącego od r. 1849, jako organ Polskiego Towarzystwa Pedagogicznego. Pismo to, treści ściśle pedagogicznej, przeznaczone było przede wszystkim dla nauczycieli polskiej młodzieży, szczególnie szkół elementarnych. E. jako jeden z członków Komitetu Redakcyjnego czasopisma, robił największe wysiłki, aby zainteresować nim zarówno nauczycielstwo jak i polską inteligencję. Starał się aby w piśmie tym współpracowały różne wybitne jednostki, jak Libelt, Lenartowicz, Rymarkiewicz. Pragnął, aby szkoła polska stała się organem publicznym i powszechnym, żeby zachęciła do powstawania dobrych szkół narodowych. Cały ciężar prac redakcyjnych spoczywał głównie na barkach niezwykle pracowitego E-go, który dostosowywał nadsyłane przez młodych nauczycieli artykuły do potrzeb pisma i niejednokrotnie wypełniał cały numer swoimi bardzo cennymi wypowiedziami z zakresu teorii pedagogicznej, dydaktyki i metodyki oraz przedrukami wyjątków dzieł pedagogicznych z okresu Kom. Ed. i Izby Eduk. Artykuły E-go odznaczają się jasnością i są przystosowane do potrzeb polskich czytelników. Oto niektóre z nich: Kilka wstępnych słów o najpierwszej nauce elementarnej, Uwagi nad początkową nauką czytania, pisania i rysunków, Ku poczciwemu żywotowi dziecię chowane być ma, Nauki tyczące się gminy, życia i stosunków wieśniaka, Wychowanie Polek, O powinnościach rodziców względem dzieci, O kształceniu kobiet, którym to problemem żywo się interesował. Podobnie jak i jego większe prace, artykuły te nie rozwijają pomysłów oryginalnych, ale dobrze zużytkowują zdobyte rezultaty. Mimo wytężonej pracy E-go szkoła polska dotrwała tylko do r. 1853. Społeczeństwo wielkopolskie i duchowieństwo zwalczało bowiem reformatorskie dążności pisma i zarzucało mu liberalizm. Nie uratował pisma dodatek Szkółka dla dzieci (1850), w którym zamieszczano bardzo interesującą lekturę dla młodzieży. E. ogłaszał tutaj swoje powieści i opowiadania dla dzieci, wprawdzie pisane bez wielkich zdolności artystycznych, ale z dużym odczuciem młodocianych czytelników. E. uległ w końcu opinii i nadał pismu charakter katolicki. Mimo to nie udzielono mu żadnej pomocy i »Szkoła Polska« przestała wychodzić.
W r. 1849 był E. redaktorem »WieIkopolanina«, a w r. 1850 firmował redaktorstwo pisma pt. »Krzyż a Miecz«. Z polecenia Ligi Polskiej ogłosił świetną broszurę-instrukcję o pracach i zadaniach lokalnych. Propagował w niej działanie w trzech kierunkach: narodowości, miłości bratniej i pracy.
Myślał również o założeniu w Poznaniu Instytutu Pedagogicznego dla kształcenia nauczycieli. Dzięki poparciu Libelta uzyskał fundusze na wyjazd za granicę, celem zwiedzenia takich instytutów i zakładów naukowych. Był w r. 1853 w Niemczech, Francji, Belgii, Czechach, odwiedził Lelewela, Mickiewicza, ks. Adama Czartoryskiego i swego przyjaciela T. Lenartowicza. Zetknął się E. z Goszczyńskim i z W. Gałęzowskim i zwiedził szkołę polską w Batignolles. Zachwycił się cywilizacją europejską. W r. 1854 przeniósł się z Poznania do prywatnej szkoły w Ostrowie pod Wieluniem. Ciężkie warunki życia, ogromna pracowitość i całkowite oddanie się służbie publicznej na polu wychowania narodowego zniszczyły przedwcześnie jego słabe zdrowie. W r. 1855 wyjechał na kurację do Ischlu, w roku następnym zaś do Soden i tam zmarł 15 VIII 1856. Libelt napisał o nim m. in.: »E. posiadał umysł żywy i pojętny, sąd o rzeczach jasny i zdrowy… serce tkliwe i prawe przelewało się gorącym tchnieniem wszędzie, gdzie myśl trącała o uczuciowe strony. Zdolności jego w pedagogicznym zawodzie były niepospolite. Do tego praca wytrwała i natężona, chęć do nauki wielka, skromność wzorowa«.
Wojtkowski A., Bibliografia Historii Wielkopolski, I, s. 42; Kot St., Historia Wychowania, Kr. 1924; Rowid H., Ewaryst Estkowski (1820–56) »Ruch Pedagogiczny« Kr. 1920; tenże, Stanowisko E. E-go w dziejach pedagogii nar., tamże; Karbowiak A., Pierwsze polskie czasopismo pedagogiczne, Lw. 1911; Encyklopedia Wychowawcza III, 610–20; W. Enc. Ill. (artykuł P. Chmielowskiego).
Red.